Polak jest głupi, ale nie możesz mu tego powiedzieć.

Jak napisałem wyżej, w szkole się ze mną nie cackali. Jednak „jesteś idiotą” spowodowało, że zastanowiłem się nad sobą. A może ja faktycznie jestem idiotą? Może to nie była wcale obelga, ale stwierdzenie faktu. Wtedy to wypadałoby nawet podziękować! Spróbuj dziś zwrócić komukolwiek uwagę. Nie ma znaczenia, że zachowanie jest cholernie idiotyczne, zwracając uwagę jesteś agresorem! Nie! Chcę ci tylko powiedzieć, że jesteś idiotą! Zamiast czuć się urażonym, powinieneś przemyśleć swoje zachowanie, a może nawet podziękować. Tak jak ja temu nauczycielowi.

Polak za granicą, czyli syndrom sąsiada i zwycięzcy.

Długo nie dawało mi to spokoju. Dlaczego tak dziwnie jest z tymi rodakami za granicą? I znalazłem odpowiedź! Pierwszym czynnikiem jest syndrom sąsiada, czyli nienawiść do lepszych od nas. Masz więcej pieniędzy? Masz lepsze życie? To się raczej nie polubimy…

Drugim powodem jest syndrom zwycięzcy. Jak wiadomo na pierwszym miejscu może być tylko jeden i nie ma mowy o wynikach „ex aequo”. Jeżeli już wyrwałeś się ze starego życia i wyniosłeś 8000 km od niego to myślisz, że jesteś wyjątkowy. Jesteś zwycięzcą! Kiedy się okazuje, że nie jesteś jedyny to wali się świat! Przecież tylko ty wiesz jak to jest mieszkać za granicą i tylko ty masz prawo mieć na ten temat zdanie. Co więcej, właściwie to powinieneś uchodzić za eksperta!

Od Polaka za granicą jak najdalej.

Staram się trzymać za granicą jak najdalej od Polaków – to brzmi tak cholernie pretensjonalnie, ale to zupełnie nie tak! Ja się po prostu was boję. Tak szczerze odczuwam lęk przed kontaktami z krajanami. Pomimo, że was wszystkich kocham, to się was boję. Polak za granicą to wielki znak zapytania, na który ja nie mam ochoty szukać odpowiedzi.

Więc, kiedy ktoś następnym razem spyta mnie, czy jestem Polakiem odpowiem, że nie. Jestem Ślężańskim Lechitą, który słów „jesteś idiotą” nie odbiera jako śmiertelnej obelgi. Więc i Wy postarajcie się na mnie nie obrażać za ten tekst i nie brać wszystkiego do siebie.

Nie byłbym sprawiedliwy, gdybym pominął tych wspaniałych rodaków, których udało mi się ostatnio spotkać. Mnich, nurek, rajdowiec, kostarykańska rodzina, dwie samotnie podróżujące dziewczyny – to tylko kilku, którzy zadają kłam moim obawom o stan naszej ojczyźnianej miłości. Te spotkania potwierdzają, że każdy Polak to mój brat. I z tym przekonaniem, że Polak za granicą jest przyjacielem, jutro rano wstanę z łóżka.

👁‍🗨 Koniecznie przeczytaj inny tekst o  🇵🇱 Polsce:
Nienawidzę cię Polsko, na to nic nie poradzę

7 KOMENTARZE

  1. Witam serdecznie. Jako, ze podczas ostatnich pieciu lat,a raczej zimowych miesiecy, udalo nam sie poznac Tajlandie dosc sczcegolowo, podczas tegorocznego pobytu szukalam inspiracji na temat, tego co jeszcze mozna interesujacego zaobserwowac w tym kraju. I w ten sposob, zupelnie przypadkowo podczas przegladania najrozniejszych, ciekawszych lub mniej, relacji z podrozy po Azji natknelam sie na Twoj zbior wspanialych i bardzo celnych refleksji na temat “zycia”. More masz racje, ze 4kilo obywatela to jest zbyt malo azeby zrobic jakakolwiek roznice w skali globalnej, ale szkoda, ze poszedles w strone inzynierii raczej niz nauk humanistycznych, poniewaz Twoje artykuly sa niezwykle trafne I przekazane w niebanalnej formie, zmuszajace wrecz do wczytania sie w poprzednie poruszane przez Ciebie tematy. My jestesmy z troche starszego rocznika, opuscilismy kraj wraz z entuzjastycznym komentarzem Joanny Szczepkowskiej z 1998 roku, ale mozemy zgodzic sie z Toba, ze nasz rodak napotkany za granica jest ciekawym tematem, ale myslimy,ze nowe pokolenia troche ten smutny wizerunek zmienia. Pozdrawiamy serdecznie Iwona I Jarek (normalnie z Londynu, ale tymczasowo z Ban Krut)

  2. Ja generalnie jeżdżę zazwyczaj w takie miejsca, że nieczęsto spotykam jakichkolwiek turystów, o Polakach nie wspominając. Ale moi rodzice jeżdżą sporo na wycieczki zorganizowane i na nich mogą się napatrzeć na cały przekrój społeczeństwa. Raz dość mocno zbulwersowali się, gdy w jednym z hoteli zobaczyli w jadalni napis po polsku, że „Bardzo prosimy o nie wynoszenie jedzenia.” Szybko jednak zrozumieli, że tylko Polacy wpadali na taki pomysł. Większość ich wyjazdów była udana, ale zdarzyło im się trafić na wycieczkę objazdową, podczas której spora część wycieczki wraz z pilotem miała tylko jeden priorytet – zamiast zwiedzać – chlać na umór. Na szczęście, dzięki sporej ilości czasu wolnego rodzicom udało się samodzielnie zorganizować czas.

  3. W jednym z pewnością masz rację. Cwaniactwo i skłonności do „zajumania” to pozostałości po komunizmie. Zachowania do tego stopnia idiotyczne, że aż się czasem nie chce wierzyć. Ostatnio przykład tego opowiadał mi mój syn pracujący swego czasu na kontrakcie za granicą. Otóż Polacy z jego budowy kradli kawałki drutu miedzianego a ze stołówki jajka – wszystko razem wartości może 200 zł/mies. A jako robotnicy wykwalifikowani zarabiali ok. 18-20 tys. zł miesięcznie netto. Co ciekawe – mieli pełną świadomość tego, iż przyłapanie ich na kradzieży (nawet jajka) oznaczało natychmiastową deportację. Wydaje mi się jednak, że co do całościowej oceny Polaków za granicą to lekko generalizujesz. Nie jestem ekspatem więc mogę się wypowiadać jedynie jako plecakowy turysta – i tu podzieliłbym Polaków z grubsza na dwie grupy. Pierwsza – to, ogólnie mówiąc, „Hurgadowcy”. To właśnie ci, o których piszesz. Wszystko im się należy, najlepiej za darmo. A alkohol, słoma z butów i anglopidżin to trzy pojęcia najbardziej ich charakteryzujące. Ale jest też druga grupa, na szczęście coraz bardziej liczna. To najczęściej ludzie młodzi, przemierzający świat z plecakiem, nieskażeni komunizmem wyniesionym z domu. Dla nich inny Polak za granicą to najczęściej okazja do porozmawiania, czasem nawet niesienia bądź otrzymania pomocy. A nam pozostaje mieć nadzieję, że właśnie oni, ci, o których wspominasz pod koniec swojego postu, będą niedługo stanowili zdecydowaną większość naszych rodaków za granicą. Pozdrawiam

    • Oczywiście, że generalizuję bo jak inaczej poruszyć jakikolwiek problem? Generalizowanie powoduje, że przez chwilę się zastanowisz, czy jesteś w tym gronie, czy jednak nie. Po drugie – tak właśnie działa świat – generalizując dane zachowania. Czy ktoś w hotelu powie, że miałem dwa razy Polaków, Henia i Grażynę i byli najgorszymi klientami? Czy raczej powie, że Polacy to bydło. I to jest bardzo ważne – świadomość, że wszystko działa na zasadzie szablonu. Robiąc wiochę, rysujemy szablon nie dla siebie, ale dla ogółu nacji.

      Co do tych podróżujących z plecakiem to również nie jest kolorowo. Zauważyłem bardzo złą tendencję, a mianowicie tłumaczenie wszystkiego swoim „backpakerskim” stylem. Siedzę w knajpie, ale ukradkiem wyskakuję po piwo do sklepu – bo jestem „backpackerem”. Muszę do upadłego targować się o każdy grosz – bo… już chyba wiesz.

      Chcesz podróżować tanio – wybieraj tanie usługi. Niestety coraz częściej każdy „plecakowiec” oczekuje wysokiego standardu za niską cenę, bo on jest „backpackerem” i go nie stać! To w takim razie może nie potrzebujesz tej usługi?

      Czy tacy są wszyscy? Oczywiście, że nie! Ale jak już wspomniałem na początku, chodzi o szablon. Czy po tych kradzionych jajkach zostałyby historie jak to pewien Stefan kradł jajka, czy może szybciej, jak to Polacy jumali nawet jajka ze stołówki?

      Czy inne nacje są „lepsze”? Zdecydowanie, nie! To co wyprawiają pijani Angole, głośni Amerykanie, czy też plujący pod stół Chińczycy, to czasem przechodzi ludzkie pojęcie! Jednak nie w tym rzecz, aby wiecznie porównywać się w dół. Prawda?

      • Przebywając kiedyś w Foz do Iguaçu wynajmowałem pokój w pensjonacie Pani Eweliny – Polki urodzonej w Brazylii, która nigdy w Polsce nie była. Pani Ewelina mówiła piękną polszczyzną, z charakterystycznym wschodnim zaśpiewem, używając wyrazów, których dziś już w potocznym języku nie usłyszymy. I opowiadała mi ona, że spośród wszystkich nacji, które gości ona u siebie w pensjonacie, najbardziej lubi Polaków. I to wcale nie dlatego, że może sobie wówczas potrenować polszczyznę, ale właśnie z tego powodu, że polscy turyści to prawie zawsze spokojni, kulturalni i uśmiechnięci ludzie. Więc nie wszędzie jest z nami tak źle:)
        Ale generalnie pozostaje mi się z Tobą zgodzić. Wystarczy kilku bęcwałów i możemy już na uszach stawać a i tak zdania innych o nas nie zmienimy. Może tylko drobna uwaga – cwaniactwo backpackerów to nie jest tylko „polska cecha”. A wręcz uważam, że procentowo rzecz ujmując jako nacja w cwaniactwie tym stoimy jeszcze na dość odległej pozycji. Co nie zmienia faktu, że pewnie szybko gonimy czołówkę – bo czego jak czego ale kombinowania to Polaków długo uczyć nie trzeba.