Sztuka kompromisu to najtrudniejsza sprawność jaką możesz w życiu osiągnąć. Ok przyznam, że brzmi to pretensjonalnie i kojarzy się z pustymi frazesami, wygłaszanymi przez domorosłych „kołczów”. Jesteś zwycięzcą… Mimo słabej formy, to jednak szczera prawda i dziś wam opowiem dlaczego.

Ostatnio przeczytałem kilka rzeczy, których wydźwięk uderzył mnie dopiero po jakimś czasie. Nagłówki tych tekstów krzyczały „związek nie polega na kompromisie”, „miłość nie jest sztuką kompromisu”. Gdzie indziej, pani psycholog twardo oznajmiła „małżeństwo nie polega na poświęcaniu się”, a dalej „kompromis nie jest optymalnym rozwiązaniem konfliktu”. I pomyślałem sobie, że to chyba znak czasów. Tych czasów, w których każdy jest najważniejszy i jednocześnie tak chorobliwie delikatny, że ustępstwa mogłyby zabić. Czy to już plony bezstresowego wychowania? Bo czym jest kompromis? Albo czym z pewnością nie jest?

Sztuka kompromisu – robisz to źle…

Mąż chleje wódę do nieprzytomności, a w chwilach przebłysku leje cię kablem od kupionego w lombardzie żelazka. Ale chleje i leje tak, że Dom Zły to przy tym tyle co czarnoleskie fraszki. Kiedyś chciałaś być księżniczką, ale dziś masz dwójkę nieplanowanych dzieci i męża cuchnącego jak afera FOZZ. W imię „co ludzie powiedzą” idziesz na kompromis. On spuszcza wpierdol, ty siedzisz cicho. Nie, to nie jest sztuka kompromisu. Nie zdałaś!

Albo taka wersja. Pracujesz ile tylko możesz, a kłopoty piętrzą się lawinowo. Ten nie zapłacił, to trzeba było wykonać na wczoraj, a tamto… sam już nie wiesz co miałeś z tym zrobić. W końcu wracasz do domu, po drodze kupując ćwiartkę. Zresztą jak co wieczór. Przez głowę przebiega ci myśl, że posiedzisz ze swoją żoną i pogadasz. Opowiesz jej jak chujową masz pracę i wysłuchasz paru słów otuchy. Może zjecie razem kolację, którą z pewnością przygotowała. W końcu ona nie pracuje.

Ale w domu nikogo nie ma. Kiedy wraca, rzuca tylko zdawkowe cześć i zajmuje się sobą. Kolację robisz sobie sam i zjadasz w towarzystwie schłodzonej ćwiartki oraz telewizyjnych wiadomości. Myślisz – słabo, ale pójdę na kompromis. Będę tak z nią żył, aż zawał serca mnie z tego wybawi. W końcu jesteśmy małżeństwem. Błąd! Nie zdałeś!

Większa połowa.

Jeżeli wziąłeś sobie za żonę budowlany pustak, to nawet mi ciebie nie jest żal. W końcu widziały gały, co brały. To tak jakby na szkolnym boisku, zamiast Lewandowskiego wybrać grubasa. I tak wyślesz go na bramkę, a on i tak puści każdą piłkę. A ty na koniec będziesz się złościć, że kolejny raz schodzicie z boiska na tarczy.

Szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać różnych rezultatów.
– Albert Einstein

🔻🔻🔻 Czytaj dalej…

2 KOMENTARZE