Zapach marihuany i bezdomnych to moje pierwsze skojarzenia z San Francisco. Dlaczego? Czytaj dalej! To nie będzie poradnik jak się poruszać po tym kalifornijskim mieście, ani jakie atrakcje koniecznie musisz zaliczyć. Nie napiszę, gdzie zjeść zaj**bistego burgera (a to akurat wiem), ani ile kosztuje butelka miejscowego piwa. Tym razem napiszę o mieście, gdzie ludzie nie widzą innych ludzi. O mieście, gdzie ulica jest sypialnią, a karton przytulnym domem. I o tym jak to wszystko pachnie. Oczywiście zanim się wybierzesz na zwiedzanie jakiegokolwiek miasta w USA to będziesz potrzebował wizy: Jak zdobyć amerykańską wizę?

San Francisco w oparach marihuany.
Oczywiście nie wiem jak pachnie marihuana, bo i skąd miałbym wiedzieć? Przecież „wysoki sądzie ja z narkotykami miałem tyle wspólnego co z Mercedesami – czyli nic”*. Jedynie kolega mi opowiadał jaki to ma zapach, a więc z pewnością mogę stwierdzić, że to czym pachnie San Francisco to nie jest oregano… Na początku myślałem, że to nos płata mi figle. Niemożliwe przecież, aby w biały dzień w centrum dużego miasta było czuć konopny dym. Kolejne skrzyżowanie i ponownie uderza mnie woń tego roślinnego suszu. Moje resztki wątpliwości rozwiewają reklamy, które krzyczą z bilbordów o nowej dostawie konopi indyjskich.

Dłuższą chwilę zajmuje mi ułożenie na miejsce wszystkich faktów. A więc nie jestem już w Tajlandii, która za posiadanie narkotyków (w tym marihuany) przewiduje, w najlepszym układzie wieloletnie więzienie. Nie jestem również w Polsce, która masuje sobie policyjne statystyki amatorami roślinnego „buszka”. Jestem w amerykańskim stanie Kalifornia. W stanie, który w liberalnym podejściu do życia zawarł również dostęp do marihuany. Depenalizacja oraz zmiana śmiertelnego narkotyku, w normalną używkę przyniosła więcej pożytku niż szkód. Co prawda „trawę” legalnie kupić mogą tylko osoby posiadające lekarskie przyzwolenie, ale okazuje się, że większość mieszkańców San Francisco jest obłożnie chora!

Bezdomne San Francisco.
Niestety kalifornijski liberalizm nie kończy się na popalaniu „zioła”. Przyniósł on także, niezrozumiałe dla mnie podejście do życia i problemu bezdomności. Ludzie śpiący na chodnikach w centrum miasta, czy leżący w każdym możliwym miejscu nie są niczym nietypowym, czy nagannym. Wyperfumowane panie wychodzące z drogich sklepów mijające przy wyjściu śpiących ludzi, jakby byli tu czymś naturalnym i odwiecznym, niczym kwietniki albo kosze na śmieci. To po prostu absurdalne…

Początkowo przyczyny szukałem w skutkach kryzysu z 2008r. Spekulacyjna bańka nieruchomości, która wtedy pękła uderzyła z wielką siłą nie tylko w amerykanów. Przetoczyła się po całym świecie niczym walec miażdżący naiwnych i pechowych ludzi, wielu pozostawiając bez środków do życia. Brak pracy nie ułatwia pozbierania się po takim upadku. W zamyśleniu mijamy kolejne ulice i kolejnych ludzi. Niestety z bezdomnością przychodzą również i ciężkie narkotyki. Nadal nielegalne, ale czy ulica kiedykolwiek przejmowała się prawem?
🔻🔻🔻 Czytaj dalej…
Bardzo trafnie opisane. Miastem San Francisco można się zachwycać, a także można mieć do niego odrazę. Ma tak wiele przeciwstawnych sobie oblicz. Mój punkt widzenia – https://www.jaion.pl/ciemna-strona-san-francisco/
Napisałaś „…San Fran (…) słynie też z ludzi szalonych, wyzwolonych, często niepoczytalnych, no i wreszcie z bezdomnych.” i to jest celna uwaga. Na tym przykładzie zastanawiam się, czy zupełne odrzucenie narzucanych odgórnie ograniczeń jest takie dobre. Możemy krzyczeć, że jesteśmy wolni paląc zioło na ulicy… I właściwie tylko do tego sprowadza się ta cała „wolność”. Srania na ulicach i spania w kartonach – bo wolno mi wybrać taki styl. A państwo, rząd, czy też zwykły przechodzień nie może czuć się zniesmaczony, czy też oburzony – to już naruszałoby moją „wolność”!
Aż przerażające! Mogę sobie wyobrazić, że jakaś niewielka część społeczeństwa zdecyduje się na życie na ulicy, ale żeby to było aż tak powszechnym zjawiskiem…? Przerażające…
Oj dużo tu podobieńst do Londynu. Na początku zaskakiwal, teraz jest czymś normalnym – czyli zapach gandzi na ulicy 😉 Bezdomni, ciężki temat. Oglądałam program w którym „mieszkańcy ulicy” sami twierdzili, że to im odpowiada. Mają pomoc, jedzenie i ubrania. Większość nie potrafi sobie poradzić z nałogami, dlatego nie są w stanie podjąć stałej pracy.
Zapach marihuany jest np. bardzo częsty w Czechach i na Słowacji. Ale również na Bałkanach zdarzało nam się na niego trafiać. Także nie tylko San Francisco nią pachnie 😉
Fajnie, że pokazałeś to miasto z zupełnie innej strony. Nie wiem czy mnie to zachęciło, raczej nie, ale dobrze jest też poczytać takie relacje.
W Kalifornii byłem 3 razy: w 1998, 2003 i 2014. Nie tylko San Francisco takie jest, ale i np. Los Angeles, jeszcze bardziej nam znane z bajkowych filmów. Jedyne co mogę powiedzieć to to, że z roku na rok jest tam czyściej. Było gorzej. Serio.
bleee…. to dobrze, że dopiero teraz nas tam wywiało. Masakra!
Myślę, że niewiele się to różni od Europy (nie chodzi mi o Polskę, tylko o tą cywilizowaną przez wielkie „E”). We Francji, Niemczech czy Holandii też się wielu osobom nie opłaca pracować, wolą ćpać i srać pod siebie. Ale czy można wysnuć z tego wniosek, że narkomania czy bezdomność są wynikiem polityki społecznej władz? Która próbując zwalczać patologie tak naprawdę je tworzy (potęguje)?
Mogę Ci odpowiedzieć jedną, starą sentencją: daj biedakowi rybę, to ją zje i na drugi dzień znowu będzie głodny. Daj mu wędkę, albo sieć to sam sobie tych ryb nałowi.
Ta polityka nie wie co to jest wędka. Myśli, że sprawę załatwi stała dostawa ryb…
Zaskoczyłaś mnie, ale wszystko jest możliwe w Ameryce, widocznie to nie jest tak jak na filmach, że kraina szczęśliwości, mają własne problemy.
Telewizja kłamie to wiadomo nie od dziś… Zastanawiam się bardziej czyja to wina? I nie znajduję odpowiedzi.
https://uploads.disquscdn.com/images/05f9d68dc2a39be7164c58955f234d302bedd5acae937f4f00407aac29ace4c4.jpg