Poznawanie ludzi jest dla mnie odmianą sportu ekstremalnego, bo nigdy nie wiadomo na kogo się trafi. To jak skok na główkę do nieznanej wody – może będzie „fejm”, a może wolne miejsce parkingowe przed każdym sklepem. Wolę więc minimalizować ryzyko 😁 Czasem jednak trzeba nawiązać konwersację, chociaż nie ma się na to najmniejszej ochoty.

Tak było z Chrisem – naszym sąsiadem. To ten co ewidentnie jest przygłuchawy, bo muzyki słucha zawsze w opcji „full”. Zresztą… muzyki… gdyby to jeszcze była muzyka, a to tylko dźwięk młota pneumatycznego zmiksowany z trzeszczącym telewizorem.

Czara goryczy jednak się przelała i chcąc, nie chcąc musiałem stanąć przed zadaniem opierdolenia sąsiada. Jakby się nad tym głębiej zastanowić to w sumie nie powinno to u mnie powodować oporów, a nawet wręcz przeciwnie. W końcu w Polsce dobry sąsiad, to martwy sąsiad. Jednak mój zasób hiszpańskiego ewidentnie kuleje, szczególnie jeżeli chodzi o słowa używane do opierdolki.

– Chris! – wjechałem ostro i po imieniu, bo po pierwsze wymieniliśmy już wcześniej kilka zdań, a po drugie miałem zabrzmieć groźnie.
– Hola!
– Nie ola, tylko czy mógłbyś przyjacielu być bardziej silencio? Ja tu dziecko próbuję utrzymać przy życiu, a te dźwięki zdecydowanie nie pomagają.
– o ja nie wiedziałem, że masz dziecko! A od której godziny mam być cicho?
Myślę sobie – najlepiej to całą dobę… Ale niech to chociaż będzie od 9 wieczorem.

Później mój zapał do opierdolki stopniał i już w latynoskiej atmosferze ucięliśmy sobie przy płocie pogawędkę o życiu. Wróciłem z poczuciem dobrze wykonanego zadania i perfekcyjnie wyważonej dozy opierdolki z sąsiedzkim brataniem.

Chris jednak nie miał zamiaru tak tego zostawić…

– peeeeeedro! peeeedro! – nawet przez słuchawki słyszę darcie japy.

Myślę – no i tyle ze zrozumienia istoty problemu… ale zaraz… to ja jestem Pedro. Wychodzę na zewnątrz i widzę jak sąsiad stojąc pod płotem drze ryja i macha w moim kierunku. Idę trochę nieufnie, ale na szczęście asystuje mi pies.
– Pedro, przyjacielu! Przepraszam, że tak głośno byłem. Ty jesteś mój amigo! Wyciągnij rękę przez płot.
– yyy…. co?
– rękę! przez płot.
Jak debil wciskam wielką łapę w małe oczka siatki ogrodzeniowej czując, że całe lata Matczynej nauki poszły w las… Tyle razy powtarzała – nie ufaj obcym. Szczególnie jak rozdają cukierki.

To jednak nie były cukierki, gdyż w moim ręku ląduje kilka zielonych kłębków, a w powietrzu unosi się ten piękny i jakże silny aromat. Chris oddaje mi moją dłoń, a jego zęby szczerzą się w wielkim uśmiechu.

– pura vida! – rzuca i odchodzi.

Wącham zaciśniętą dłoń i z zamkniętymi oczami myślę, że teraz to my nawet możemy być „friends”. W końcu tego mi było trzeba! Oregano! Będzie pyszna pizza!

#oregano