Opuszczony pałac to nic szczególnego, zwłaszcza na Dolnym Śląsku. Wszelkiej maści dworów, pałacyków, zamków było i nadal jest tu bardzo dużo. Faktem jest, że zazwyczaj są w stanie daleko posuniętego rozkładu, który czasem dodaje fotograficznego uroku. Aczkolwiek zazwyczaj oznacza jedno – kto miał zarobić, to zarobił i teraz już może się walić. Jest jednak takie miejsce, które nie zostało jeszcze do końca zapomniane i chociaż stoi opuszczone, świadczy o rozmachu pierwszych właścicieli. Dziś zabieram was w podróż do czasów, kiedy to przepych, ekstrawagancja i szeroko pojęta fantazja, charakteryzowała właścicieli ziemskich. Gotowi? To „jadziem”!

Opuszczony pałac myśliwski – początki.

Zaraz za granicą województwa dolnośląskiego, a już w Wielkopolsce, położona jest mała miejscowość o wdzięcznej nazwie „Moja Wola”. To właśnie tutaj znajduje się opuszczony pałac myśliwski. Mała wioska, która wcześniej zwana była Suschenhammer, czy też po naszemu Kuźnica Sośniewska. Zmiana nazwy jest bezpośrednio związana z pałacem i jego właścicielem, ale o tym za chwilę. Kim był majętny pan, który mógł sobie pozwolić na postawienie pałacu na cele imprezowe? Proszę poznajcie – oto książę Wilhelm pochodzący z dynastii Welfów, książę Brunszwiku-Lüneburga oraz Oleśnicy.

pałac myśliwski w mojej woli
Pałac myśliwski w Mojej Woli, fot. polska-org.pl

Ogółem, co mógł robić bogaty facet w XIX wieku? Wydawać kasę, pić, organizować imprezy i oczywiście wdawać się w każdą, mniej lub bardziej sensowną wojnę. A co za tym idzie, i nasz bohater nie odstawał od tych standardów i używał życia ile mógł.

Opuszczony pałac myśliwski – budowa.

Jednak wróćmy do pałacu i jego początków. Książę pomyślał, że posiadanie imprezowej chatki będzie strzałem w dziesiątkę i z tym się trzeba zgodzić. Któż nie lubi robić imprez na działce? Z tym, że Wilhelm swoją działkę liczył w tysiącach hektarów… Wezwał do siebie mądre głowy i nakazał zbudowanie pałacu, w którym mógłby urządzać imprezy oraz polowania. Mądre głowy znalazły odpowiednie miejsce, zaprojektowały budynek i zakomunikowały, że plan wykonany. Nic tylko budować.

Przekornie Książę miał inną wizję. Pewnego dżdżystego popołudnia przejeżdżając przez swoje włości, nudząc się i popijając wino, wskazał krzywym palcem i zapytał: 

– a tam co jest?
– tam?
– no tam gdzie wskazuję moim krzywym palcem!
– Panie, tam jest wiocha o nazwie Suschenhammer
– dobra. To tu postawcie ten mój imprezowy pałacyk!
– ale… projektant już wybrał inne miejsce…
– ale ma być tu! Taka jest Moja Wola! aaa… i zmienicie nazwę tej wiochy, przecież tego sush… nie da się wymówić!

I w taki to sposób zaczęto budować pałac w miejscowości, którą od tego dnia nazywano Moja Wola. A jak budowano? Tak, jak dziś wszelkie inwestycje finansowane ze środków europejskich – na bogato! Sufity z mahoniu, sala bilardowa, piękne pokoje gościnne – to wszystko miało zapewnić odpowiednią oprawę wielkich polowań i pijackich imprez.

Opuszczony pałac myśliwski – czasy późniejsze.

Około roku 1886 baron Daniel von Diergerdt odkupił pałac od pierwotnych właścicieli i rozbudował go jeszcze bardziej! Powstała wieża widokowa, a żeby przepalić jeszcze więcej środków i jednocześnie dopieścić „fejm”, sprowadzono z Portugalii korę dębu korkowego, z którego wykonano elewację całego budynku! Tym samym pałac stał się fenomenem na skalę całej Europy, a może i świata.

🔻🔻🔻 Czytaj dalej…

1 KOMENTARZ