Yerba Mate to ostrokrzew paragwajski, który rośnie… Nie… Kolejny durno-mądry artykuł, niepoparty żadnymi badaniami, natomiast w stu procentach odtwórczy? Bo jest modnie? Nie będę dokładał się do tego typu twórczości, ale napiszę dlaczego ostatnio częściej sięgam po Yerba Mate, niż po piwo.

Pierwszy raz usłyszałem o tym zielsku dobre kilka lat temu, kiedy jeszcze w Polsce nie było to atrybutem hipsterkości. Samo dostanie tego roślinnego suszu nie było wcale łatwe, a już z pewnością nie można było tego po prostu kupić przez Internet. Co więc pchnęło mnie do poszukiwania świętego zielska Indian Guarani? Dobrze pamiętam, że była to jedna z książek Wojtka Cejrowskiego, który wręcz rozpływał się nad zaletami bagnistej brei. Jaka to ona wspaniała, smaczna, pobudzająca i ogólnie wprawiająca w stan ekstazy. Kilka razy cofałem się do początku akapitu i po raz kolejny czytałem o czym dokładnie jest mowa. Czy przypadkiem pan WC Kwadrans nie wciągnął kilku liści koki, które w wyniku językowej pomyłki wziął za jakąś tam „herbatkę”? Mowa jednak była o ostrokrzewie paragwajskim, nie o krasnodrzewie pospolitym.

Pierwszy kontakt z Yerba Mate.

Zachwytów nie było końca. Mate jest taka pyszna, że pan podróżnik Cejrowski zrezygnował z picia kawy, czy też herbaty, na rzecz wyżej wymienionej. Szybko dodałem sobie dwa do dwóch – uwielbiam kawę, herbatą również nie pogardzę, więc yerba powinna być dla mnie niczym boska ambrozja! Wynalazłem sklep i za ciężko zarobione pieniądze kupiłem dużą paczkę zielska, jakiś kubek i łyżko-rurkę. Zaaferowany zakupem pobiegłem do domu, aby w końcu spróbować tego podobno przecudownego napoju. Trzęsącymi rękoma nasypałem do kubka roślinnego suszu, zalałem gorącą wodą i po chwili wziąłem pierwszy łyk. Faktycznie oczy mi się powiększyły, ale raczej nie było to wynikiem przyjętej kofeiny, a bardziej uczucia bezceremonialnego gwałcenia moich kubków smakowych. Wyplułem tyle co się dało i resztką tchu wykrzyczałem moje wrażenia: „Cejrowski ty ch*ju!”

yerba mate na zimno przepis
Pierwszy kontakt z yerba mate nie był najlepszy….

Od tego czasu minęło kilka lat, a ja na samo słowo Yerba, wzdrygałem się z obrzydzeniem. Zły dotyk boli przez całe życie… Jednak pewnego upalnego, lipcowego dnia pomyślałem, że może warto spróbować jeszcze raz. Powodów przemawiających za tym było kilka.

Ile można pić kawy i piwa?

Siedząc przy biurku, czy też mając po prostu luźniejszy dzień, moje przyjmowanie płynów było od zawsze podzielone na dwie kategorie. Pewnie każdy prawdziwy mężczyzna ma podobny system – do 15 kawa, po 15 piwo. W tym systemie była do podjęcia tylko jedna decyzja – czy z lodówki wyciągnąć mleko do kawy, czy już zimny browar. I to było proste, smaczne i zdro… Zdrowe akurat może i nie było… System ten jednak zaczął mieć swoje minusy, pomimo niewątpliwych plusów. Trzeba było ograniczyć spożywanie alkoholu, a i nadmiar kawy również nie był taki do końca „in plus”.

🔻🔻🔻 Czytaj dalej…

6 KOMENTARZE

  1. Mam takie samo Matero, ale czerwone, może z tego samego sklepu zamawialiśmy, gdzie w zestawie miałam chyba z 10 saszetek yerby 🙂 Ja również wszystkie możliwe artykuły przeczytałam jak pić, wierzyłam w to całe odliczanie stopni Celsjusza, w to że trzeba najpierw do góry nogami odwrócić i ten kurz zdmuchnąć suchy, aż no właśnie..do filmiku pana Cejrowskiego, który skradł mi serducho i dodałam do ulubionych z tej śmieszkowatości Jego i dystansu. Jedyną rzecz jaką stosuję z tych rad blogowych to jak już wsadzę bombillę to niech tak siedzi, nie mieszam. Nie zapomnę jak był to mój pierwszy raz, a wiadomo 1 parzenie jest najmocniejsze- i 2 h przed wypiłam 2 małe filiżanki kawy i potem ta yerba. Po 22. Nocka zarwana oczywiście. Do godziny 4.Tak wiem, mądre jak cholera zagranie, ale przynajmniej dowiedziałam się tego słynnego i wiem co to znaczy kołatanie serca i łażenie po ścianach i drżenie rąk bez wysiłku fizycznego, lekcja jest 😀 Teraz piję z raz w tygodniu, jestem nie kawoszem ale herbaciarą, więc ograniczyłam do 1 herbaty dziennie.