Polak za granicą to najgorsze co cię może spotkać. Tak właśnie zwykło się powtarzać między ekspatami. Nie zgadzam się z tym do końca, ale kamyczek do tego ogródka muszę dorzucić. Dziś więc nie będzie miłego tekstu o podróżach. Nie napiszę o fajnych miejscach, ani o przeżytych przygodach. Dziś wylewam na ten internetowy papier, moje zwątpienie w rodaków, ziomków, Polaków. Jaki jest Polak za granicą?

Przeczytałem gdzieś, że podobno dobry i chwytliwy tekst nie może obejść się bez cytatu. Dobrze, aby to był cytat kogoś znanego, a oczywiście najlepsze są te autorstwa Paula Coelho… Więc i ja dziś posłużę się cytatem. Będą to słowa osoby, której nazwiskiem nazwane są ulice i place w niejednym polskim mieście. Chciałbym rzec, że osoby znanej, ale zważywszy na mój wstęp mam obawy, że to nazwisko będzie czymś nowym. Szczególnie dla części naszego zdurniałego społeczeństwa, które jako pozytywną cechę wystawia swoją dyskalkulię, dysortografię, dys.. mózgowie?

polak za granicą blog podróże porady wyjazd wady opinie
Naród wspaniały…. | Polak za granicą

Powyższy cytatem mógłbym zakończyć mój dzisiejszy wywód, gdyż oddaje wszystko co chciałem powiedzieć. Pójdźmy jednak dalej. O co mi właściwie chodzi?

Polak za granicą – początek.

Uczęszczałem do szkoły w latach 80 i 90, kiedy to nie było Internetu, a filmy oglądało się na kasetach video. I uwierzcie mi, jakość tych filmów była bardzo daleka od 4k! W tejże szkole nauczyciele nie wiedzieli jeszcze, że wkrótce od samego wychowania będzie ważniejsza delikatna psychika wychowanków. Nie owijali więc w bawełnę – jak dziś pamiętam słowa jednego z moich nauczycieli: „wiesz co, ty jesteś po prostu idiotą”. Popłakałem się i nie chciałem więcej chodzić do tej przeklętej szkoły! Parę lat później na lekcji wychowawczej, chociaż do dziś nie wiem kogo ona miała wychowywać, rozmawialiśmy o „przyszłości”. O planach na życie, o dalszej edukacji. Kiedy powiedziałem, że chcę iść na studia, usłyszałem parsknięcie wychowawcy i słowa: „jak ty skończysz zawodówkę, to będzie sukces”. I wiecie co? Dziś mam dwa fakultety! Więc wybaczcie, ale nie rozumiem jak to się stało, że mamy takie zidiowaciałe społeczeństwo!?

Po pierwsze – polak za granicą to złodziej.

Ha, jakżeby inaczej! Wieloletnia komuna i niedostatek nauczył nas kombinatorstwa, kradzieży i ogólnej degrengolady. Komuna się skończyła, ale przyzwyczajenia zostały i są przekazywane z mlekiem matki. Tak jak człowiek ze wsi wyjdzie, ale wieś z człowiek nigdy, tak żaden rodak nie pozbędzie się nawyku „jumy”. Nie ważne co, kiedy, ani kogo. Ważne, że taniej, a najlepiej za darmo. Polak za granicą spotyka innego? Pierwsze o czym pomyśli to jak oskubać ziomka! Niestety, ale nasza ucieczka do Tajlandii nie uwolniła nas od tego problemu, a dowodem niech będzie kilka naszych przygód. Wielki biznesmen, który próbuje wciągać rodaków w szemrane interesy. Dumny właściciel firmy w Tajlandii, który wykorzystuje ziomków i odmawia zapłaty. Rodak, który cieszy się na spotkanie innego Polaka i to w usługach, których akurat potrzebuje. Szkoda tylko, że po wykonaniu usługi autorytarnie obcina umówione wynagrodzenie o równowartość 20zł!

🔻🔻🔻 Czytaj dalej…

7 KOMENTARZE

  1. Witam serdecznie. Jako, ze podczas ostatnich pieciu lat,a raczej zimowych miesiecy, udalo nam sie poznac Tajlandie dosc sczcegolowo, podczas tegorocznego pobytu szukalam inspiracji na temat, tego co jeszcze mozna interesujacego zaobserwowac w tym kraju. I w ten sposob, zupelnie przypadkowo podczas przegladania najrozniejszych, ciekawszych lub mniej, relacji z podrozy po Azji natknelam sie na Twoj zbior wspanialych i bardzo celnych refleksji na temat “zycia”. More masz racje, ze 4kilo obywatela to jest zbyt malo azeby zrobic jakakolwiek roznice w skali globalnej, ale szkoda, ze poszedles w strone inzynierii raczej niz nauk humanistycznych, poniewaz Twoje artykuly sa niezwykle trafne I przekazane w niebanalnej formie, zmuszajace wrecz do wczytania sie w poprzednie poruszane przez Ciebie tematy. My jestesmy z troche starszego rocznika, opuscilismy kraj wraz z entuzjastycznym komentarzem Joanny Szczepkowskiej z 1998 roku, ale mozemy zgodzic sie z Toba, ze nasz rodak napotkany za granica jest ciekawym tematem, ale myslimy,ze nowe pokolenia troche ten smutny wizerunek zmienia. Pozdrawiamy serdecznie Iwona I Jarek (normalnie z Londynu, ale tymczasowo z Ban Krut)

  2. Ja generalnie jeżdżę zazwyczaj w takie miejsca, że nieczęsto spotykam jakichkolwiek turystów, o Polakach nie wspominając. Ale moi rodzice jeżdżą sporo na wycieczki zorganizowane i na nich mogą się napatrzeć na cały przekrój społeczeństwa. Raz dość mocno zbulwersowali się, gdy w jednym z hoteli zobaczyli w jadalni napis po polsku, że „Bardzo prosimy o nie wynoszenie jedzenia.” Szybko jednak zrozumieli, że tylko Polacy wpadali na taki pomysł. Większość ich wyjazdów była udana, ale zdarzyło im się trafić na wycieczkę objazdową, podczas której spora część wycieczki wraz z pilotem miała tylko jeden priorytet – zamiast zwiedzać – chlać na umór. Na szczęście, dzięki sporej ilości czasu wolnego rodzicom udało się samodzielnie zorganizować czas.

  3. W jednym z pewnością masz rację. Cwaniactwo i skłonności do „zajumania” to pozostałości po komunizmie. Zachowania do tego stopnia idiotyczne, że aż się czasem nie chce wierzyć. Ostatnio przykład tego opowiadał mi mój syn pracujący swego czasu na kontrakcie za granicą. Otóż Polacy z jego budowy kradli kawałki drutu miedzianego a ze stołówki jajka – wszystko razem wartości może 200 zł/mies. A jako robotnicy wykwalifikowani zarabiali ok. 18-20 tys. zł miesięcznie netto. Co ciekawe – mieli pełną świadomość tego, iż przyłapanie ich na kradzieży (nawet jajka) oznaczało natychmiastową deportację. Wydaje mi się jednak, że co do całościowej oceny Polaków za granicą to lekko generalizujesz. Nie jestem ekspatem więc mogę się wypowiadać jedynie jako plecakowy turysta – i tu podzieliłbym Polaków z grubsza na dwie grupy. Pierwsza – to, ogólnie mówiąc, „Hurgadowcy”. To właśnie ci, o których piszesz. Wszystko im się należy, najlepiej za darmo. A alkohol, słoma z butów i anglopidżin to trzy pojęcia najbardziej ich charakteryzujące. Ale jest też druga grupa, na szczęście coraz bardziej liczna. To najczęściej ludzie młodzi, przemierzający świat z plecakiem, nieskażeni komunizmem wyniesionym z domu. Dla nich inny Polak za granicą to najczęściej okazja do porozmawiania, czasem nawet niesienia bądź otrzymania pomocy. A nam pozostaje mieć nadzieję, że właśnie oni, ci, o których wspominasz pod koniec swojego postu, będą niedługo stanowili zdecydowaną większość naszych rodaków za granicą. Pozdrawiam

    • Oczywiście, że generalizuję bo jak inaczej poruszyć jakikolwiek problem? Generalizowanie powoduje, że przez chwilę się zastanowisz, czy jesteś w tym gronie, czy jednak nie. Po drugie – tak właśnie działa świat – generalizując dane zachowania. Czy ktoś w hotelu powie, że miałem dwa razy Polaków, Henia i Grażynę i byli najgorszymi klientami? Czy raczej powie, że Polacy to bydło. I to jest bardzo ważne – świadomość, że wszystko działa na zasadzie szablonu. Robiąc wiochę, rysujemy szablon nie dla siebie, ale dla ogółu nacji.

      Co do tych podróżujących z plecakiem to również nie jest kolorowo. Zauważyłem bardzo złą tendencję, a mianowicie tłumaczenie wszystkiego swoim „backpakerskim” stylem. Siedzę w knajpie, ale ukradkiem wyskakuję po piwo do sklepu – bo jestem „backpackerem”. Muszę do upadłego targować się o każdy grosz – bo… już chyba wiesz.

      Chcesz podróżować tanio – wybieraj tanie usługi. Niestety coraz częściej każdy „plecakowiec” oczekuje wysokiego standardu za niską cenę, bo on jest „backpackerem” i go nie stać! To w takim razie może nie potrzebujesz tej usługi?

      Czy tacy są wszyscy? Oczywiście, że nie! Ale jak już wspomniałem na początku, chodzi o szablon. Czy po tych kradzionych jajkach zostałyby historie jak to pewien Stefan kradł jajka, czy może szybciej, jak to Polacy jumali nawet jajka ze stołówki?

      Czy inne nacje są „lepsze”? Zdecydowanie, nie! To co wyprawiają pijani Angole, głośni Amerykanie, czy też plujący pod stół Chińczycy, to czasem przechodzi ludzkie pojęcie! Jednak nie w tym rzecz, aby wiecznie porównywać się w dół. Prawda?

      • Przebywając kiedyś w Foz do Iguaçu wynajmowałem pokój w pensjonacie Pani Eweliny – Polki urodzonej w Brazylii, która nigdy w Polsce nie była. Pani Ewelina mówiła piękną polszczyzną, z charakterystycznym wschodnim zaśpiewem, używając wyrazów, których dziś już w potocznym języku nie usłyszymy. I opowiadała mi ona, że spośród wszystkich nacji, które gości ona u siebie w pensjonacie, najbardziej lubi Polaków. I to wcale nie dlatego, że może sobie wówczas potrenować polszczyznę, ale właśnie z tego powodu, że polscy turyści to prawie zawsze spokojni, kulturalni i uśmiechnięci ludzie. Więc nie wszędzie jest z nami tak źle:)
        Ale generalnie pozostaje mi się z Tobą zgodzić. Wystarczy kilku bęcwałów i możemy już na uszach stawać a i tak zdania innych o nas nie zmienimy. Może tylko drobna uwaga – cwaniactwo backpackerów to nie jest tylko „polska cecha”. A wręcz uważam, że procentowo rzecz ujmując jako nacja w cwaniactwie tym stoimy jeszcze na dość odległej pozycji. Co nie zmienia faktu, że pewnie szybko gonimy czołówkę – bo czego jak czego ale kombinowania to Polaków długo uczyć nie trzeba.