Jestem zmęczony. Minęła 16.00, a ja znowu leżę w łóżku. Właściwie to nie znowu, a nadal bo niespecjalnie dziś z niego wstałem. Wszystko mnie boli. Leniwie lustruję swoje ciało. Ropiejąca dziura na samiutkim środku lewej stopy nie pozwala na swobodne przemieszczanie. Mógłbym scedować większą cześć chodzenia na nogę prawą, gdyby i ona nie była w mizernym stanie. Poszarpana pięta i karmazynowo-siny, prawdopodobnie pęknięty środkowy paluszek. Dalej obdrapany piszczel, kilka siniaków.

Miałem wypadek? Zostałem napadnięty przez napalonych Ladybojów? Żadnego dramatu nie było. Łażąc na boso wlazłem na coś co postanowiło wbić się w moją stopę, a małym paluszkiem testowałem wytrzymałość solidnego, metalowego wieszaka. Jakby tego było mało to łażenie po mokrych kamolach skończyło się solidnym obdrapaniem. Gdyby i tego było mało to… pogryzł mnie pies. W sumie to było nieporozumienie i nie jego wina. Już sobie wszystko wyjaśniliśmy i się więcej nie gryziemy, jednak dziury w ręce pozostały. I to wszystko w ciągu ostatniego tygodnia.

nodze wypadek szpital pierwsza pomoc zobacz
Dziura w nodze…

Moja Mama w tej chwili z pewnością by mnie skarciła mówiąc: „nie szanujesz się! Zobaczysz na stare lata wszystko to wyjdzie”. Jest mądrą kobietą i pewnie ma rację, jednak czy to jest moim celem? Oszczędzać te 90kg mięsa na „stare lata”? Przypomniałem sobie taki cytat: „życie to nie konkurs na złożenie do grobu jak najzdrowszego ciała. Człowiek powinien dotoczyć się nad trumnę z szklanką whisky w jednej ręce, tabliczką czekolady w drugiej, nawalony jak Messerschmitt krzycząc: ale to była jazda, ja chce jeszcze raz”.

Najcenniejsza mapa to dziury w nodze.

Oglądam dalej moje ciało i widzę prawdziwą mapę miejsc, ludzi i historii śmiesznych oraz strasznych. Na prawej łydce mam wielką wypaloną bliznę – „tajski tatuaż„, czyli oparzenie od rury wydechowej motoru, ad. 2016. Pod lewym kolanem kilka blizn ułożonych w artystyczny wzorek – betonowe boisko, betonowego blokowiska, ad. ~1990r. Nad prawym kolanem blizna niewiadomego pochodzenia. Natomiast ręce to istna skarbnica. Blizna po upadku z kilku metrów podczas zabawy na wiecznie nieukończonej budowie mojego blokowiska, ad. ~1992r. Kilka porozrzucanych śladów po wybuchu petardy, która o mały włos zmusiłaby mnie do podcierania tyłka łokciem… ad. ~2000r. Jest też i ślad po widowiskowej perforacji dłoni po jeszcze bardziej widowiskowym upadku z drzewa, ad.~1998r.

🔻🔻🔻 Czytaj dalej…

2 KOMENTARZE