W końcu upragniona majówka w Tajlandii. Jakbym czuł zapach pierwszego, nieśmiało odpalanego grilla, na którego z utęsknieniem każdy czekał. Pomimo dystansu jaki nas dzieli od Ojczyzny i my chcemy uczcić tych kilka dni, które dla każdego Polaka stanowią małą namiastkę wolności.

Zanim stałem się „businessmanem” kochałem wszelkiej maści aktywność na świeżym powietrzu, a tradycją było spędzanie majowego weekendu w jednym z wielu wspinaczkowych ogródków polski lub europy. Teraz na nowo mogę ożywić ten wspaniały zwyczaj.

Majówka w Tajlandii.

Pomimo mojej choroby, postanowiliśmy wybrać się na wycieczkę na drugą stronę tajskiego cypla, tj. w rejon Krabi. Jako, że mieszkamy na wyspie to w pierwszej kolejności musimy przepłynąć otaczającą nas wodę. Na szczęście nie trzeba tego robić wpław, czy w ciosanych łupinach. Mamy do dyspozycji speed boat catamaran, który w niecałe trzy godziny pozwala na postawienie nogi na stałym lądzie.

majówka w Tajlandii krabi ao nang phuket
Majówka w Tajlandii

Fascynuje mnie perfekcyjna organizacja w tym, zdawałoby się zewsząd wystającym burdelu. Po zakupie biletu dostajesz oczywiście bilet, ale również okrągłą naklejkę, którą naklejasz sobie na cyca. Te naklejki to nie przejaw tajskiego apartheidu, ale genialny w swojej prostocie wynalazek.

Bilet kupuję od miejsca startu do miejsca docelowego. Nie interesują mnie żadne przesiadki, latanie z pociągu na autobus, czy siedem biletów na jednej trasie. Kto podróżuje poczciwym PKP po rozdzieleniu na kilka firm, ten wie o co chodzi… I na tej naklejce jest informacja gdzie ja bym chciał się dostać. Po wysiadce z katamaranu nie zdążysz pomyśleć „kurde i co dalej”, a już z wielkim uśmiechem jesteś kierowany do odpowiedniego autobusu. Bo masz naklejkę!

majówka w Tajlandii krabi prom lomprayah
Naklejka Lomprayah | majówka w Tajlandii

Tajskie drogi.

Dalsza droga przebiega klimatyzowanym autobusem po prowincjonalnych drogach. Pisząc prowincjonalne, myślę o podwrocławskiej drodze łączącej Krzyżanowice z poligonem w Cieninie, zanim jeszcze ta okolica stała się sypialnią Wrocławia. Jakież jest moje zdziwienie, gdy tajska „prowincjonalna” droga okazuje się przewyższać jakością naszą słynną „wysokojakościową” A4. Dopiero po chwili zauważam jeszcze coś. Oba pasy są w jedną stronę. Czyżby to znaczyło, że z Krabi się nie wraca? Może tam jest tak pięknie? Trasa powrotna jednak jest, ale biegnie kilkadziesiąt metrów obok. W pierwszej chwili wydaje się to bezsensownym podnoszeniem kosztów budowy. Wiadomo, że łatwiej i taniej zbudować jedną szerszą, niż dwie węższe drogi. Znów to polskie myślenie, że cena czyni cuda.

🔻🔻🔻 Czytaj dalej…